Rankiem wyruszylismy w poszukiwaniu miejsca , gdzie moglibysmy zaokretowac sie na jakas krype i poplywac sobie pare godzin po Backwaters. W Kochi rejsy kanoe badz lodzia motorowa oferowane sa przez biura za okolo 500 rupii glowa ( w grupie 8 - 10 osob, 6 -7 h ). Oferta ta niespecjalnie przypadla nam do gustu, wiec skierowalismy sie wzdluz rozlewisk do Alapuzzha, gdzie ponoc najlepiej rozpoczac wodna wycieczke.Na miejscu za 1000 rupii wynajelismy cala lodke osmioosobowa wraz z kierownikiem na ok. 5 h. Dodatkowo zazyczylismy sobie udostepnienia nam lodki na nocleg po rejsie. Trasa przebeigala przez wieksze i srednie kanaly i jeziora. Niestety nie moglismy sie porozbijac po waskich kanalikach , bo te prawie wszystkie byly zarosniete wodna lilia i innym zielskiem , ktore raczej nie zasmakowalyby silnikowi. Z uprzednio ugotowanymi jajkami swiatecznymi i ciastkami ( piwo niestety bylo cieple wiec zostalo u sternika w lodowce ) wyplynelismy w Backwaters. Co to jest ? To rozlewiska ciagnace sie wzdluz wybrzeza , w sklad ktorych wchodza liczne kanaly , kanaliki, jeziora , pola ryzowe , mnostwo waskich grobli zabudowanych i zamieszkalych przez Keralczykow, wozacych sie po okolicy wodobusem i wlasnymi lodziami i lupinkami. Do tego dochodza houseboaty , kazdy innego projektu i innej wielkosci , posiadajace na pokladzie kuchnie, lazienke, sypialnie, salon, etc. ( cena zalezy od wielkosci i standardu - orientacyjnie zapytalismy i 6 os. n amiesiac ze sternikiem - 6000 zlotych, ale do negocjacji , mysle , ze za 4000 by poszla ). Backwaters ? Slicznie. Woda czysta i slodka. Wszystkie smieci zatonely, ryby sa , krokodyli niet. Nie ma tlumow, jest cicho , zielono, palmy , lilie. Plywajac po okolicy pozalowalem , ze nie moge zostac tu dluzej i miec tej wlasnej , uprzednio zaplanowanej lodki. Po zeszlorocznej Wielkanocy spedzonej przy ognisku w dunskim lesie kontynuuje nowa tradycje ( choc nei tak do konca przy mojejj uciesze ) i znow zagryzam jajo w innych okolicznosciach . Dla tych co czytaja i planuja - zdecydowanie polecam to miejsce i to na dluzej , a targujcie sie bo lodek tu w cholere. Noc spedzilismy na lodzi zakowtwiczonej przy chalupie kierowcy , ktorego zona przygotowala nam jeszcze kolacje. No i mielismy okazje skosztowac juz wczesniej wspomnianego kokosowego todi- eee... niespecjalne , dziwne, nie podeszlo.