Z Palolem ruszylismy do Hampi. Droga przebiegla bez zadnych zaklocen, w polowie drogi zrobilismy stop w hotelu Zacisze , ktory widac na zdjeciach , tak ten ze spadzistym dachem.
Hampi bardzo polecam , calosc wyglada jak Flinstone City i generalnie robi naprawde przyjemne wrazenie, chcialoby sie tam rozsiasc na rzeka posrod tych skal i zostac na dluzej pozywiajac sie bananami zakoszonymi z pobliskiej plantacji. Ale.... i tak pewnie by sie zaraz ktos przypieprzyl.
Niezly motyw odwalili tubylcy na Baazar Street , czyli owczesnej ulicy targowej , wzdluz ktorej wybudowano ciag zabudowan handlowych. A co zrobili ? Widac na zdjeciach - poprostu zaadaptowali ruiny na wlasne cele , czy to mieszkalne , czy to handlowe. Zreszta posterunek policji rowniez miesci sie w jednym z takich budynkow. Eee, nic to , ze na liscie UNESCO . Ale widac, ze juz sie tu ulokowali na dlugo przed wciagnieciem na nia.