wpis bez tytulu

Przybylismy. Palolem - jedna z poludniowych plaz Goa. Wioska turystyczna, dwie ulice, stragany z ciuchami, wyrobami rodzimych rzemieslnikow, i restauracyjkami. Piaszczysta plaza rozpoztarta w zatoce, usiana na lini drzew multum lokalikow i chatek do wynajecia. Wzielismy taka jedna z widokiem na morze, przy samej plazy za 350 r ( poczatkowo 400, mozna tez pochytac za 300 ale juz nieco w glab ladu ) z lazienka, woda, pradem i wentylatorem. Cala jest sklecona z desek , sklejki i bambusa. Ale wystarczy.
Jedzenie nieco drozsze niz dotychczas, za to piwo w barze 60 - 70 rupi / 650 ml . Dni uplywaja na slodkim nic nie robieniu i spozywaniu lokalnego Belo, choc ta druga przyjemnosc zostala drastycznie przerwana wprowadzeneim na okres trzech dni prohibicji spowodowanej wyborami. Akurat teraz ! Na zlosc !
Ale jak jest za to cicho , spokojnie i leniwie. Trafilismy na koniec sezonu, gdy jest moze z 1/3 oblozenia, ludzie przemykaja raczej pojedynczo, dwojkami , zadnych grup, tlumow, zgromadzen, tloku na plazy i ulicy. Poprostu totalna odmiennosc tego miejsca. Budzisz sie, wychodzisz na bosaka po piasku, robisz 15 krokow ( doslownie ) bierzesz zimne piwo, robisz nastepne 20 , slona woda obmywa ci stopy. Ech... nie jest tak zle. Choc i tu mi si ejuz po paru dniach nudzi. Ach, chwycilbym ja klucz, ach uwalalbym sie troche w smarze. jakos tak odwyklem od czystych paznokci. Miejsce - Palolem - dostaje piec plus. Jesli ktos chce naprawde odpoczac, poleniuchowac , wyciszyc sie , a przy tym miec dostep do zarelka, piwka, sklepiku i netu to smialo moze tu przybywac, a przynajmniej w tym okresie. Niedaleko jest plaza Patnem - mniejsza, za to jeszcze mniej skalana cywilizacja i przez to bardziej zaciszna. Ponadto , nie uswiadczysz tu zadnej "umc-umc" remizy co to wali bassem do rana , tylko w lokalikach saczy sie leniwie jakas nuta, tak w trzecim tle , rzadziej w drugim, nie psujac nastroju blogosci , pozwalajac swobodnie rozmawiac i nadal sluchac szumu fal.


12.03.2010

Skonczylo sie dobrze i sami sobie zgotowalismy ten los - jedziemy poznawac dalsze zakamarki Indii i zawilosci Enfieldow. Pare dni wczesniej poznalismy w barku na plazy , po pokonaniu wrodzonej , narodowej objekcji w nawiazywaniu kontaktow z ziomkami zagranica ( Paulina , nastepnym razem twoja kolej na przelamanie lodow :-P ), pare z Ojczyzny, Pauline i Jarka, ktorzy to rozsiedli sie w Palolem po znoju jakiego doswiadczali przez 3 mies w Bangalore ( a tak naprawde po stazu, jaki sobie zalatwili przez ISEC ? ISEEK? Kurde , no , Paulina , naprawde nie mam glowy do takich rzeczy ! :-) )
Heh , okazalo sie, ze Paulina pracowala w firmie zajmujacej sie sprzedaza granitu, tak wiec geba mi sie usmiechnela, bo mialem zamiar jechac do tego Bangalore szukac i orientowac sie w ciemno, a tu sie okazalo , ze Paulina wszystko wie , gdzie co i jak. Na domiar dobrego, zadzwonila do swojego eks-sublokatora, ktory to z otwarymi ramionami czeka na nas w Bangalore, zeby nas i przenocowac , i obwiezc po wszystkich interesujacych mnie miejscach , bo gosc tez jest z branzy. Wiec Bangalore all included.
Paulina i Jarek - jeszcze raz bardzo dziekuje za wszystko ( Na marginesie - Bangalore w niczym nie przypomina innych miast jakie widzielismy , toz to czysta Europa ! Czysta w obu znaczeniach. A ad. Agry - jeszcze raz - witamy w Indiach polnocnych - przeciez mowilismy, ze jest "inaczej" :P I pewnie olejemy ten Taj Mahal po waszej wiadomosci. Pozdrawiamy )

Zdjęcia (25)

Komentarze (0)