23.2.2010
A wiec Goa. Jedziemy sie wreszcie zrelaksowac i zsiasc z kolek, z innej przyczyny niz awaria. Dojechalismy do jakiegos kamieniolomu przy autostradzie, gdzie ulokowalismy sie na jego tylach , na polanie porosnietej przez kilka drzew. Miejsce eleganckie, gory dookola, spokoj , cisza, swiergot ptakow, pod gniazdami wiklaczy ( chyba tak sie zwa ).
24.2.2010
Rano kapiel w kamieniolomie i jazda do Goa. Droga bez zaklocen. Zaczela sie Karnataka. Koniec pustyni, sawanny, pol , pustkowia. Tylko las. Gesty las , nasz biwakowy przyaciel.
Nosleg nad rzeka wsrod graniotowych glasowa nagrzanych przez slonce tak bardzo \, ze grzaly jeszcze rano. Widzielismy tez niezle kepki bambusa po 15 m wysokosci , na marginesie , rewelacyjnego materialu opalowego.