Lonar - miejsce uderzenia meteorytu przed 50 tys laty. Efektem uderzenia jest krater 2 km szerokosci wypelniony woda. Zasadniczo jest to punkt do zaliczenia w 30 minut , ale warto bylo si epofatygowac te pare kilometrow dalej by to zobaczyc.
Z Lonaru ruszylismy w kierunku Bombaju. Znow wymuszony stop, bo kretyn ktory skladal Beli silnikw Udajpurze nie zalozyl podkladek pod nakretki mocowan popychaczy , co objawilo sie wypiprzeniem gwintu w jednej z czterech dziur i generalnemu poluzowaniu popychaczy. Zwykly idiota , nie mechanik, bo najlepsze jest to , ze zanim sie dobral do tego silnika to podkaldki tam byly ( widac slady ) , a po dotychczasowych perypetiach z tymi zasrancami, ciezko nie zalozyc , ze jest to celowe dzialanie dyktowane branzowa solidarnoscia - na prawie na chwile , skasuje , a za 500 km moj kolega tez cie skasuje. A kij wam w ... Bela sciagnal pokrywy zaworow, dokrecil sruby i gra.
Dojechalismy do Majalgaon. W pierwszym guest housie zazyczyli od nas wizyty na komisariacie, wiec poszlismy do innego obok. Zapytalismy czy nasz kwaterunek wymaga kontktu z wladzami i uzyskalismy odpowiedz negatywna. Wiec rozpakowalismy bety , zaieslismy do pokju i ruszylismy po wikt. Ale kierownik draonala nas przy wyjsciu i piprzyl, ze nei mozemy zostac bo ten pokoj jest zabookowany. Jak to ? 15 minut temu nie byl! Nie, nie moze nas przyjac. Wiec "kozakiewicz " mu przed nosem - nigdzie nie idziemy. Trafil sie potem jakis anglospeaker , inzynier, ktory wyjasnil nam sytuacje z recepcjonista. A sprawa ma sie tak - po zamachu bombowym jaki mial miejsce w Pune pare dni wczesniej rzad Maharastry zaostrzyl przepisy w trosce o bezpieczenstwo turystow. W zwiazku z tym , kazdy z przybyszow musi odnotowac swoj pobyt w lokalnym posterunku. Al eto nie wszystko - musi sie pofatygowac wraz z bagazem , celem sprawdzenia jego zawartosci ( sic ! ). No wiec podskoczylismy na ten komisariat z plecakami, razem z naszym inzynieryjnym translatorem i czekamy, az ten po 20 minutowej dyspucie z lokalnym niebieskim oznajmi nam , ze ta zasrana psiarnia nie jest w stanie, zwyczajnie nie chce wziac za nas odpowiedzialnosci , i ze nei mozemy tu zostac i powinnismy udac si edo wiekszego miasta. No poprostu kosmos . Czyli w praktyce lepiej , zebysmy sie gdziec po nocy rozbijali , niz wzieli pokoj w motelu na 8 h do rana. A w dupe wy mnie wszyscy. Wrocilismy do motelu zapakowac nasze manele i tu doznalismy calkiem neiprzyjemnej sytuacji. W czasie pakowania zgromadzil sie wokol nas tlum , lekko ponad 50 osob. Sam motloch , tutejsza elyta , wlacznei z miejscowymi blaznami . Strefa buforowa zanikla, ie moglismy przejsc dookola motorow , zeby kogos nie odpchnac. Ja juz zaczalem sie robic agresywny , po raz kolejny wymawiajac : " Excuse me, step away , I need some space, don't touch ! " Ale ta dzicz nei rozumiala i coraz bardziej napierala . Slyszelismy ich smiechy , ajkaies anglo-hindu teksty " What boss? What;s a problem boss ? " Zapakowalismy sie z trudem na kolka , gdy podlecial jeden z motelowego personelu , ktory cos nawijal po angielsku i w te slowa do mnei : " Please, hurry up ! Please , go right now ! " . Hmm , to chyba szykowala sie kontrreakcja na moja nieukrywana , wzbierajaca we mnei zlosc na napastliwe zachowanie tej swoloczy. Ruszylismy czym predzej zostawiajac ta zapomniana przez Boga dziure, klnac na jej mieszkancow i wladze najostrzej jak potrafimy. Jeszcze raz - kij wam w ... . Rozbilismy sie 20 km dalej w polu przy drodze , w murowanej szopie na cieplym betonie.