Dopyrkalismy popoludniu do Palitany, miejscowosci lezacej u stop dwoch wzgorz, bedacych miejscem budowy ponoc tysiaca swiatyn. Ulokowalismy sie w jakims domu pielgrzyma za 200 r. Jest to pierwszy pokoj w jakim bylo nam dane nocowac, ktory pelni zasluguje na miano "pokoju do wynajecia". Marmurowa, czysta posadzka, czyste, nei zalane, nei zatluszczone sciany i sufity, starannie , rowno pomalowane w trzech kolorach, zglednie czytse przescieradlo , lazienka z muszla ( bez deski ) i bojler. No i sprawna klima, a dzis w dzien juz pod 30 C bylo, przynajmniej na asfalcie. Aha, no i ekstra lokator, co w tej klimie mieszka, ktory wybiegl z niej , po uruchomieniu, przebiegl po suficie , dookola sciani znikl w jakiejs szczelinie nieznanego przeznaczenia. A byl to gekon.
Po praniu ciuchow i samych siebie, bzykami ruszylismy w miasto polansowac sie troche i wrzucic cos na zab. Ech..., pamietacie ten defekt Pushkarze? Dalem mechanikowi 650 rupieci, zeby elektryke zrobil, bo styku gdzies tam nie bylo. A proponowal mi za drugie 600 wymiane calej wizaki elektrycznej, ale myslalem sobie, niech mi tu nie pieprzy, niech lata i mnie nie naciaga. Polatal i rzekl - OK. Gowno nie ok. Mialem sie dac naciagnac na nowa wiazke, bo wlasnei ja wymieniam teraz w Palitanie, bo znow mi zgasl na ulicy w centrum. No i standardowa procedura- wyciagam Victorinoxa, odkrecam lampe, pod ktora sa wszsytkie kostki, wiem od czego zaczac sprawdzac styki, i tak po nitce ... doszedlbym do przyczyny problemu. Ale, ale, ale ! A publicznoc ? A tych dwudziestu dzikich Indian, ktorzy musza cie oblezc jak muchy gowno, bo to przeciez nei lada wydarzenie, biala gebia na motorze, ktory na dodatek nie odpala. No to przeciez trzba podejsc, wspomoc fachowa rada, bo tu wszyscy sa ekspertami w kazdej , potrzebnej na dana chwile , dziedzinie. Tu trzeba pokrecic kluczykiem, kopnac w start, porusac kablami. I gowno ich to obchodzi, ze mowisz nei trzeba , wszsytko jest w porzadku, wiem co sie stalo, jestem z Polski, zaslaniacie mi swiatlo, na imie mi Chris, nie dotykaj, nie - to nie paliwo, przeciez mowilem, ze nei ma styku, juz powiedzialem , ze z Polski, tak Chris, gdzie jest mechanik? tak? ty jestes mechanikiem ? to gdzie twoj warsztat? no mowie nie dotykaj, z Polski, tak - bardzo nam si epodoba w Indiach, Chris, wszsytko w porzadku.
I tak bez konca. Ale to po angielsku. Bo zeby odreagowac i im nie przy**bac, sredno co 5 minutrycze po polsku: (pip) ! (pip ) ! No po co tym krecisz idioto? Twoje ? Prosil cie ktos ? ( pip )! Zostawcie mnie w spokoju.
I mocno zaluje , ze nei moge uzyc zrozumialych im odpowiednikow, ze moge tylko ulzyc sobie , spuscic cisnienie.
No i przeprowadzam ten motor 50 m dalej , z glownej ulicy w boczna. No i co ? No i oni dalej za mna, jeszcze wiecej nowych. Noych , ktorzy znow musza sie dowiedziec kto, skad, co sie stalo, dotknac, pokrecic, postukac.... no zaraz mu dupne !
W koncu nie dalem juz rady, zamiast dojsc do tego co si estalo , wolalem przepchac ten motor razem z Bela 1,5 km dalje do mechanika i ich zgubic, niz zostac z tym motlochem. Po drodze jakis gostek si enapatoczyl, zaprowadzil nas do warsztatu, potem postawil herbate, podziekowalismy i nara.
12.2.2010
O 7 rano ruszylismy na wzgorza , na ktorych ulokowany jest dzinijski kompleks swiatynny Palitany. Na szczyt wiedzie ok. 4000 stopni, chyba 4 km, szlo sie godzine. Niby wczesna pora , ale akurat tego dnia bylo swieto i zjechalo sie sporo wiernych by wspiac sie na szczyt i tam celebrowac. A u celu? Naprawde cos. W przewodniku pisza o tysiacu swiatyn , ale naprawde jest ich z kilkadziesiat, to i tak niemalo. A liczba ta to doliczone kapliczki bozkow , ktorych pelno tu w kazdej budowli i wokol nich. Naprawde przepiekne, jedna ladniejsza od drugiej, bogato rzezbione wszystkie elementy od fundamentow po dach, bardzo ciekawe wrota i drzwi. Coprawda ilosc tego jaka serwuje nam to miejsce szybko sprawia, ze swiatynie zaczynaja wygladac bardzo podbnie, ale zdecydowanie rekomenduje to miejsce jako obowiazkowy stop w podrozy. Na domiar calosci mieszkaja tu sobie zielone papugi, co w naszych oczach jest kolejnym po malpach , sloniach i wielbladach, egzotycznym elementem wildlife of India.
droga na szyt przebiegla bez wiekszych problemow ze strony indian, moze dlatego, ze jakos zwawo nam sie szlo i odsadzalismy ich caly czas, z predkoscia szybsza niz " Hello ! Which country ? ". Na kompleksie tez bylo w miare spokojnie, choc spowodowane bylo to faktem, iz celebra ichniego swieta ( modly , strawa, ukaladanie tych wszechobecnych swastyk z kwiatkow i ryzu ) skupiala sie glownie w jednej swiatyni , przez co reszta byla, mozna rzec, opustoszala i mozna bylo bez przeszkod/zaczepek ogladac i cykac fotki.
Oj, juz gorzej bylo w drodze powrotnej, kiedy predkosc byla ograniczona... I tu kolejny juz raz zbieram si edo totalnego obsmarowania wielu , bardzo wielu przedstawicieli tej nacji. Ale teraz, gdy to pisze, jest juz wiele dni po fakcie, emocje opadlyi stwierdzam, ze jednak poczekam jeszcze troche, jeszcze lepiej ich poznami dopiero wtedy podsumuje ich za caloksztalt, te namnozone minusy tudziez sporadyczne, choc dobrze , ze i takie , pozytywy. Zatem cierpliwosci, prosze.