I tak nam minely szybciutko te dni na Havelock, spedzone na ogladaniu rafy , bujaniu sie w hamaku i wieczornych polowaniach i partyjkach w Texas Holden. Ale nadszedl czaszawinac do Port Blair. W oczekiwaniu na przewoz , przy piwku , dowiedzielismy sie od zalogi lokalu, ze dwa dni wczesniej, dokladnie w miejscu, gdzie sam polowalem, gdzie polowalismy dnia nastepnego, gdzie bujalem sie dnia trzeciego, gdy Roberta kompala sie w morzu, ze w tym wlasnei miejscu jakas Amerykanka doznala zejscia smeirtelnego n skutek atywnosci krokodyla. Tak , tak , krokodyle tu sa, slonowodne, z tego co sie orientuje, najwieksze sposrod wszystkich krokodyli. Ale mi , psia mac , nie dane bylo zobaczyc ni jednej sztuki.
A wieczor juz standard - browar w New Light House ( 90 r )