Zmeczenie. To jedno nasuwa mi teraz, gdy pisze pijac cole w McDonalds- tej malej enklawie wzglednej czystosci i ladu ( ale brak w nim kibla !!! ). Zmeczenie tym miastem, w ktorym utknelismy od przylotu, z ktorego sie nam wyrwac nie sposob, choc taki zamiar mamy juz od pierwszej godziny pobytu w tym miescie.
Ale od poczatku.
Wylot miast 10 nastapil dnia nastepnego z powodu zlych warunkow pogodowych. Wyladowalismy we wtorek nad ranem. Lotnisko zrobilo wzglednie dobre wrazenie i na tym sie skonczylo. Taksowka za 300 rupii udalismy sie na Main Baazar, miejsce z przewodnika, gdzie poniekad mozna znalezc tanie zakwaterowanie. Po zjechaniu z glownej ulicy wjechalismy w dzielnice alejek mieszczacych multum sklepikow i hoteli.
Pierwsze wrazenie? Hmm.... Jakby to...? Powiedzmy, ze szczeka opadla mi w dol i nie wiedzialem czy mam wysiadac, siedziec w Taxi, czy jechac gdzie indziej, a najlepiej uciekac.Ale nic to. 5 rano i sennosc daje sie we znaki. Po zawitaniu do kilku obslugiwanych przez spiacych w holach na podlodze tubylcow, wzielismy pokoj za 1400 rupii, wiedzac, ze mocno przeplacamy ,no ale to tylko na ta pierwsza noc. Po przebudzeniu udalismy sie nieopodal do handlarza i mechanika motocykli rozeznac sie w cenach. Jego propozycja 50 - 60 tys rupii wydala nam sie mocno wygorowana, popytalismy ludzi na ulicy, a w miedzyczasie znalazl si ejeden tubylec, z ktorym przejechalismy pol Delhi motoriksza zobaczyc jeden egzemplarz, a nastepnie do handlarza, gdzie podwieczor stalismy sie posiadaczami dwoch bzykow marki Royal Enfield 350 Standard po 40 tys rupii kazdy.
Klopot w tym , ze jak wiekszosc z was wie, zaden z nas dotychczas na motorze jeszcze nei siedzial, prawka niet, a maszyny trzeba jakos pod hotel przetransportowac, by nad ranem spokojnie, na pustych ulicach nauczyc sie tymi dwoma kolkami poslugiwac i ruszyc w dalsza droge. Zatem nasz swiezopoznany tyubyle zorganizowal nam "profesjonalnych" driverow, ktorzy za 500 rupii mieli odstawic nas i nasze maszyny pod lokum. Hmm. Jesli ktos z was jechal rollercoasterem w pierwszej laweczce przez godzine n aodcinku kilkunastu kilometrow to doskonale wie co czulem kurczowo trzymajac sie kurtki mojego kierowcy.
I wtedy zaczelo sie. Ja dojechalem , Bela nie. Pierwszy raz widzialem "holowanie" motocykla w Indiach. Zwyczajnie - jedne pcha drugiego noga przez kilka kilometrow. Z pasazerami. Bez znakow, swiatel, pasow ruchu, przepisow i zdorwego rozsadku. Obwiazuje ruch kazdostronny. I ja nie mam pojecia jak oni to robia, ale jada do przodu, pisi z rikszami, riksze z motorami, osobowki z ciezarowkami, a trup sie wcale gesto nei sciele. I co najwazniejsze , jest w miare plynny.
Na nastepny dzien , po wymeldowaniu si e z hotelu zaprowadzilismy motory do wczesneij juz odwiedzonego mechanika. W przypadku mojego , wizyta sprowazila sie do generalnego przygotwaniado dlugiej drogi, wymianie okladzin hamulca, sprzegla, oleju, filtrow, akumulatora i paru innych pierdol. Niestety u Beli procz powyzszych wyskoczyla wymiana tloka. Ale nic to , sila wyzsza, dobrze, ze to nei Europa robocizna i czesci nie sa a z tak drogie. Mimo wszystko koszt napraw przekroczyl nasze oczekiwania.
Jako, ze zanosilo sie na dluzsza wizyte w warsztacie, znalezlismy tansszy nocleg za 400 rupii i czekalismy. Wszelkie oklolicznsci przyrody nas otaczajacej absolutnie wcale nas nei zachecaly do zwidzania Delhi. Zaszyci w czterech sicanach, czasem wychodzac do sklepu, cos zjesc czy zobaczycpostepy naprawy, przesiedzielismy na Main Baazardo soboty wieczor , kiedy to bzyki opuscily serwis.
Zatem nad ranem wyruszamy - he he , tia,, jasne. W nocy po odebraniu maszyn z parkingu okazalo sie , ze u Beli pedal startu odpada niedokreconyi jest problem z wrzuceniem biegu. Nic to. Pierdola zrobiona w 10 minut w niedziele nazajutrz ( tak , pracuja ), wiec znow czekalismy nocy by pod jej oslona jakos po malutku wyjechac ze stolicy.
I dzis nad ranem powtorka. wynieslismy sie z hotelu, zapakowalismy bagaze na maszyny, przejchalismy 100 m i dup!!! Lozysko w kierownicy Beli sie posypalo.
Zatem jest poniedzialek, siodmy dzien pobytu, a my tkwimy.
Jakie sa moje pierwsze wrazenia? Raczej niegatywne. Zaznaczam, ze spodziewalem sie wszystkiego co tu zobaczylem, dlatego tez od poczatku chcialem miec jak najmniej do czynienia z indyjskimi miastam. I spodziewalem sie masy bezdomnych spiacych gdzie popadnie, w swoich samochodach, ktorymi w dzin pracuja, na i pod starganami , na ktorych za dnia wykladaja swoje towary, na ulicy, w bramie, baraku lub dachu. Smieci, walajacy si ewszedzie gruz, generalny rozpiernicz. Na ulicy nei sposob zrobic krokuby nie zostac zaczepionym przez kogokolwiek, straganiarza, rikszarza czy poprostu przechodnia: Hello! How are you? I like ypur hairstyle ! , ktorzy probja cos ci wcisnac za pieciokrotnosc wartosci. Masa ludzi, ruch uliczny, nieustanny dzwiek klaksonow, smog - to wszystko razem sprawia , ze nie chcesz w tym miescie dluzej byc, bo sie nim zwyczajnei meczysz.
Popoludniu odebralismy motor.
Sral to pies, nie czekalismy do nocy, pjechalismy na zywiol, przez najwiekszy ruch. Do Jaipuru !
Nie wiem jak , ale godzine pozniej bylismy juz na "hajweju". Zjedlismy cos po drodze, zaczelo sie sciemniac, a hotel przy autostradzie byl drogi wiec zjechalismy do Rewali, zbnalezc jakis tani nocleg. I okazalo sie , ze taniej juz sie nei dalo. Zaraz po wjezdzie do miasta moj motor przestal odpalac. Wiec przeslapismy sie pod murem na ulicy , na jakiejs drewnianej palecie przykryci kocami i plandeka. Teperatura ok. 8 stopni.