Dokulalem sie. 9000 km i 5,5 miesiaca pozniej zakonczylem wycieczke. Szczesliwie ani razu nie zostalem opluty tytoniem z okna autobusu czy ciezarowki, choc dwa razy bylo blisko. Drzalem za kazdym razem gdy przejezdzalem obok.
Bela dolaczyl do mnie 13. w niedziele po poltoradniowej jezdzie pociagiem z Bangalore. Motor sprzedalem w poniedzialek. Dostalem 29000. 40000 zakup , 13000 naprawy i eksploatacja ( bez oleju i paliwa ), pol roku niezaleznosci kosztowalo mnie w sumie ok 1500 zl.
Nie napisze o nim. Opowiem przy piwe , osobiscie, zreszta duzo juz napisalem w miedzyczasie. Powiem tylko , ze kochalem go i nienaiwdzilem jednoczesnie. Bo jego przeznaczenie dalo mi wolnosc. A indioretrotechnika nerwy, strach i niepozadana adrenaline.
Nie napisze tez o Indianach - za bardzo zalezli mi za skore. Mimo tego, ze przyjechalem ze spora doza tolerancji, to konfrontacja z nimi, z ich sposobem bycia, z ich stosunkiem do bliznich we wlasnym kraju, z ich "goscinnoscia" , z ich podejsciem do wielu istotnych spolecznych i gospodarczych dziedzin zycia, z ich kultura osobista, spowodowala szybki jej zanik. Nie chce o nich pisac bo bylby to potok niepochlebnych slow. A bynajmniej nei mam na mysli odmiennosci ich kultury i obyczajow.
Jako ciekawostke powiem tylko, ze Sakchi - 23 letnia Indyjka z mieszkania w Bangalore , ktora od 5 roku zycia mieszka z rodzicami w Toronto, a tu czasem wpada odwiedzic reszte rodziny, stwierdza , ze Indianie sa wielkimi rasistami i nas nienawidza.
Madi , sam z Hyderabadu, nie lubi ludzi z polnocnych Indii, twierdzi, ze sa chytrzy, oszukuja, tak tak , nawet swoich. Hmm, taka ich natura ?
O tym we wczesniejszym poscie nie pisalem , ale Manu od krokodyli i jego bratanek po trzech mile spedzonych dniach w Jungle Resort wcale nas nie zaskoczyli usilujac od nas wyludzic jeszcze 1800 r za transport lodka przez zatoke ( przypominam, ze za chatka kosztowala nas 900 plus ekstra 300 adekwatnie za te kilka posilkow).
Nie bede o nich pisal, bo wyjde na kompletnego malkontenta, a nie moglbym inaczej wyjsc, bo nie pomijalbym i nie koloryzowalbym faktow. Sporo i tak juz poznaliscie.
W Delhi zaszylismy sie w hotelu, ogladajac filmy na HBO , pijac piwo , czasem wychodzac po skorzane kurtki. Stolica juz nie szokowala nas tak jak w pierwszym dniu po przyjezdzie. Przyzwyczailismy sie.
W FRRO bez problemu i za darmo przedluzyli nam wize o 5 dni do wylotu. Formularz, zdjecie, dwie godziny kolejki i odbior nazajutrz.
Pierwszy mechanik oddal mi 1100 rupii za akumulator, ktorego mi nie wymienil, a za ktory mu zaplacilem. Durny zorientowalem sie juz po wyjezdzie z Delhi.
20 czerwca 2010 wieczorem otoczenie wrocilo do normy.