Daman - eks kolonia portugalska, nieco bardziej przyjazna dla bladej twarzy, jesli chodzi o restrykcyjny Gujarat, czyli ogolie dostepny alkohol i mieso. Monopole sa na kazdym kroku, piwko w cenie ok 650 rupieci / 650 ml, jajka , kurczaki, da sie przetrwac. Postanowilismy sobie zrobic mala przerwe w podrozy , bo juz nas troche dupska bolaly , a moja dmuchana poduszka niestety nie wytrzymala cisnienia jakie na nia wywarlem swoim filigranowym cialme , podczas przejazdu przez jedna z mnogich tu dziur. Tymczasem zaopatrzylem sie w stara detke , ktora w polaczeniu ze sznurkiem twprzy calkiem komfortowe siodlo do jazdy przez tutejsze wertepy.
Jesli mowa o miescie to sam Daman nieciekawy, moze poza fortem, za ktorego murami znajduje sie pare pozostalosci architektury portugalskiej , kosciol , szpital , policja, ruiny klasztoru, bodajze dominikanskiego.
Tutaj pierwszy raz mielismy bezposredni kontakt z morzem. Plaza , ktora znajdowala sie ze 100 m od guest housu ( 300 r/ noc w pokoju o scianach zalanymi wszelakimi plynami , zepewne z organicznymi wlacznie, no bo przeciez cala gujaradzka nacja przybywa tu, zeby sie klasycznie sciaprac do porzadku, co odbija sie pozniej na wystroju wnetrz ). Z Fosters'ami w reku klapnelismy sobie na krzeselkach obserwujac morze i smieci naniesione przez nei na piasek, dyskutujac i nie mogac pojac jak tak mozna degradowac swoj kraj , a zwlaszcza taki Daman, ostoe turystyki tego stanu. Jak mozna robic taki smietnik na plazy juz tak brudnej, ze nei polecalbym chodzenia po niej boso, o kapieli w brazowym morzu nie wspominajac. A tu nagle podl\jezdza tutejszy jegomosc, calkiem schludnie ubrany , raczej przedstawiciel kalsy sredniej , nie plebejusz, zsiada z moplika z nadeta reklamowka w reku i kieruje sie ku wodzie. Nastepnie wyciaga z owej siaty smieci i zaczyna rozrzucac na falach, w koncu oproznia ja cala i tez ciska do wody. Wspomne , ze pozniej w Nashiku, mijam transportowa riksze, ktora zaparkowala przy nabrzezu rzeki , z ktorej kierowiec wytaszcza dywany i zrzuca za murek do koryta, a na pace ma jescze z 8 worow jak po kartoflach wypchanymi odpadami. W Goa stajemy sobie na moscie pocykac fotki , a tu jakis klient staje na srodku z reklamowa jak gostek w Damanie , i zaczyna ja oprozniac wprost do jeszcze krystalicznej, poki co, wody w rzece. Te i inne obrazki, jakie tu obserwujemy sklaniaja nas do refleksji - problem zanieczyszczenia Ziemi , globalne ocieplenie, nadmierna emiaja CO2 to bynajmniej nie problem globalny , przynajmniej jesli chodzi o zrodlo. To lokalny problem powodowany przez miliard sto milionow Indian, ktorzy produkuja ogromne ilosci smieci, palac je nastepnie w ogniskach na ulicy lub w piecu. Czego nie spala , wrzuca do morza , rzeki , jeziora czy rowu. Zuzyty olej silnikowy ? Do rowu , do wody. Po przejechaniu ( w chwili gdy to pisze jestesmy w Palolem ) 4000 km i nie zaobserwowaniu jakichkolwiek porzadkowo-utylizacyjnych dzialan ze strony wladz , w postaci zwyklych koszy i sluzb odpowiedzialnych za ich oproznianie, braku kontenerow na odpadki za restauracjami, zakladami, warsztatami stacjami beznynowymi , etc. zaryzykuje stwierdzenie , ze wtym kraju nie ma wcale , badz nie wiecej niz kilka zakladow utylizacji smieci i ich skaldowisk , zwyklych wysypisk zasypywanych ziemia. Do tego dochodzi zuzywanie opalu w juz wspomnianej syntetycznej postaci , jak i naturajnej drzewnej , ktory jest pozyskiwny w rabunkowy sposob poprzez ogalacanie z grubszych konarow wszystkich drzew w okolicy ( Rajastan , Gujarat ) . Toz to oni pala wszystko do wszystkiego, zeby zagrzac dom, zeby nagrzac wody, zeby ugotowac zarlo. Tu sie pali na okraglo, emituje CO2, karczuje absorbery. Pomnozyc to wszystko razy 1 100 000 000 , ponad jedna szosta ludzkosci...
A te ich kilkaset milionow dwusuwowych moplikow, riksz , skaldanych w montowniach pod golym niebem przy drodze ciezarowek i autobusow , z silnikami aspirujacymi powoli do normy spalania Euro 1, ktore pala z 50 l / 100 km ?
To o Indiach nalezalo dyskutowac w Kopenhadze.